Sylwester Ołdak

LINKI
SONDAŻ
Czy lubisz nieść pomoc dzieciom?
tak, bardzo
czasami
umiarkowanie
raczej rzadko
nie lubie
Strona główna › Reportaże
Piątek,   26 Września 2003

“Nowe zjawisko” U stóp królowej Tamary, jesień 2002

Fot. Archiwum
U stop Wardzi, niegdys glownej siedziby Krolowej Tamary, rozciaga sie inne, normalnie juz zbudowane na powierzchni ziemi miasto Achalcyche, polozone w prowincji Akhalkalaki. To wlasnie tu przyjechalismy, aby badac i leczyc dzieci z polskich rodzin. W samym centrum Achalcyche stoi wielki bialy pomnik siedzacej na wysokim tronie Krolowej Tamary, co do ktorej Gruzini nie maja watpliwosci, ze jest kanonizowana swieta. W zapiskach kronikarskich Krolowa Tamara (1184-1213) zyskala okreslenie “autokratycznej wladczyni Wschodu i Zachodu” (mowa oczywiscie o wschodniej i zachodniej czesci Kaukazu) i “Blogoslawionej Pani Wardzi”.

Za jej panowania Gruzja osiagnela szczyt swego Zlotego Wieku, zarowno pod wzgledem oswiatowo-kulturalnym, jak i terytorialnym, zajmujac obszar od morza do morza: od Morza Czarnego az po Morze Kaspijskie. Pod koniec sredniowiecza Gruzja byla potega Bliskiego Wschodu, zas jej lennikami stali sie poprzedni najezdzcy z muzulmanskich terenow Persji i Azerbejdzanu. Religia chrzescijanska, ktora poczela rozpowszechniac sie na Kaukazie juz w pierwszym wieku, docierajac tu dwoma drogami - z prowincji rzymskich na zachodzie, oraz poprzez Syrie z Palestyny - zyskala pelne poparcie tamtejszych wladcow dopiero w IV wieku. Za czasow panowania Krolowej Tamary Chrzescijanstwo bylo juz religia panstwowa.

Legenda laczy Chrzescijanstwo z imieniem Sw. Niny, ktora jakoby warkoczami swymi, gloszac idee chrzescijanstwa, zlaczyla w ksztalcie krzyza ulamane galezie winnego drzewa. Zaakceptowanie nowej wiary przez owczesnych mieszkancow Kaukazu wcale nie jest latwe do zrozumienia zwazywszy, ze na tej niewielkiej przestrzeni, ktorej ponad 80% pokrywaja gory, zyly rozne plemiona, o roznych tradycjach, uprawiajace rozne religijne obrzedy i mowiace roznymi jezykami. Wg utrzymanych do dzis miejscowych wierzen, przyjecie Chrzescijanstwa bylo mozliwe jedynie dzieki wspanialej postaci Swietej Niny, ktorej symbolem pozostal krzyz z wygietymi ku dolowi ramionami. Mozna go kupic na kazdym straganie w kazdym gruzinskim miescie, lub w kiosku kazdego niemal kosciola chrzescijanskiego, zarowno prawoslawnego, jaki i katolickiego.

W czasach legendarnej Sw. Niny, zyly tu dziesiatki plemion oparte na wspolnotach rodzinnych. Po wielu geopolitycznych przemianach, nawet dzisiaj, okolo 5-cio milionowa populacja Gruzji tworzy mieszanine co najmniej 8 narodowosci, z czego zaledwie 67% stanowia Gruzini. Wszyscy tez wiedza tu, ze to wlasnie Gruzia, jej odwazni, wytrwali, odporni na trudy ludzie, jej gory i fortece uchronily Europe od zalewu Muzulmanow. Wszak lezy Gruzja na styku dwoch kontynentow: Europy i Azji.

Stojac przy pomniku mozna spojrzec hen daleko, w strone gor, gdzie za czasow Krola Jerzego Trzeciego (Giorgi III, 1156-1184) i jego corki Krolowej Tamary zbudowano wielkie miasto wewnatrz skal, noszace nazwe Wardzia. Jest ono do dzis najwiekszym i najpiekniejszym tego rodzaju zabytkiem na swiecie, barwnie opisywanym przez historykow i archeologow. "Postawilismy tu pomnik, aby odwrocona twarza ku Wardzi mogla na nia stale patrzyc"- mowia mieszkancy Achalcyche. Kolo pomnika przechodzimy codziennie idac do szpitala. Zastanawiam sie, czy wszyscy mijajacy go ludzie wiedza, kim byla Krolowa Tamara. Okazuje sie, ze chyba tak. Mowia o niej, jak o krolu, a nie jak o krolowej, poniewaz to “ona sama” po przejeciu wladzy od swego wielkiego ojca, o ktorym powiadaja, ze “byl Krolem Krolow Orientu”, rzadzila krajem, a nie jej maz, z ktorym sie na koniec – ku zgorszeniu gruzinskiego Chrzescijanskiego Kosciola - rozeszla.

Badania zaczelismy wczesnym rankiem nastepnego dnia po przyjezdzie. Fakt, ze prowadzilismy je w szpitalu sprawil, ze niebawem tlum ludzi zciagnal na korytarz - mialam wrazenie, ze wszyscy polikliniczni pacjenci, a jak sie potem okazalo, rowniez ludzie, ktorzy tylko przypadkowo znalezli sie nieopodal szpitala, zwabieni powtarzana z ust do ust wiadomoscia, ze “lekarze zagraniczni przyjechali i badaja za darmo”. Zdziwienie moje wzroslo, gdy wsrod czekajacych pojawili sie zolnierze – oni rowniez chcieli byc zbadani. Klopot stanowil brak biezacej wody i brak miejsca, bo pomieszczenie, w ktorym prowadzilismy badania bylo bardzo male, a znaczna jego czesc zajeli lekarze, ktorzy bacznie obserwowali kazdy nasz ruch. Klopotliwe tez bylo zupelne nieliczenie sie z czasem, wynikajace z przedziwnej dezorganizacji. Tak np. w pewnym momencie ktos otworzyl drzwi i do ciasnego gabinetu wplynela nieoczekiwanie znaczna czesc ludzi z korytarza.

Lekarze siedzacy nieopodal drzwi nie reagowali, jakby uznali to za rzecz najzupelniej naturalna, zas ztloczony tlum w oka mgnieniu otoczyl mnie ciasnym kregiem. Nawet lekarka, ktora przyjechala tu z nami z Tbilisi przygladala sie temu najspokojnie w swiecie. Popatrzylam w kierunku drzwi: ludzi stale przybywalo. Mozna sobie wyobrazic sytuacje: maly pacjent przede mna rozebrany do pasa, poszturchiwany przez osoby pchajace sie na niego i na mnie, ja ze sluchawkami w uszach probujaca osluchiwac… a tu tymczasem kazdy chcial byc blizej, aby zostac zbadanym “zaraz po nim”.

Musialam przerwac. Ludzie spokojnie wyszli bez opierania sie. Dyrektorka lagodnie przypomniala: “ale zbadacie wszystkich czekajacych, prawda?” Ja rownie spokojnie odpowiedzialam: “Beda musieli bardzo dlugo czekac, bo nie zdazymy przed noca, jesli beda wchodzili wszyscy na raz.” Dalej, przynajmniej pod wzgledem przestrzegania kolejnosci wchodzenia do gabinetu, badania przebiegaly bezawaryjnie.

Mialam tego dnia dosc wyczerpujacy przeglad stanu zdrowia mieszkancow miasta. Ogromna wiekszosc dzieci cierpiala, podobnie jak w prowincji Kachetia, na niezyty gornych drog oddechowych. Znalazl sie nawet ropien pozamigdalkowy u 12-to letniego chlopca. Praktycznie co czwarte dziecko mialo migdalki wymagajace usuniecia i nie widzialam ani jednego gardla po ich resekcji. Doradzanie wykonania tego zabiegu natrafialo na gwaltowny opor rodzicow, traktujacych te operacje jako zagrazajaca zyciu. Jedno dziecko, trzyletni sliczny chlopczyk cierpial na “ataki goraczki”, powtarzajace sie od paru miesiecy z duza regularnoscia w odstepach okolo tygodniowych.

Podaje te historie jako swego rodzaju medyczna ciekawostke, ktorej nie moznaby spotkac u nas i powiem zaraz dlaczego. Matka odwiedzila juz z synkiem wszystkich lekarzy w okolicy tracac na to duzo czasu i pieniedzy, poniewaz, jak wspomnialam, za wszystko sie tu placi. Teraz oboje cierpliwie stali za drzwiami; nie zauwazylam ich w tlumie, ktory wczesniej wtargnal do gabinetu. Dziecko zwrocilo moja uwage juz wczesniej, spotkane na ulicy nieopodal szpitala, swoja sliczna buzia okolona wianuszkiem krotkich loczkow. Wyszlam na korytarz i poszukalam ich w tlumie. Potem, sluchajac wypowiedzi matki, zaczynalam sie glowic nad prawdopodobienstwem jakiejs rzadkiej choroby, moze malarii, bialaczki… gdy dowiedzialam sie nieoczekiwanie, ze kazdorazowo tamtejsi lekarze zwalczali goraczke dwu- najdalej trzy-dniowym podawaniem antybiotyku. Zajrzenie do gardla wyjasnilo sprawe: z licznych niszy w ogromnych migdalkach, niezbyt nawet zaczerwienionych, ale prawie bez reszty zaslaniajacych tylna sciane gardla, wychylaly sie niemal juz otorbione czopy ropne. Byl to jeszcze jeden przyklad skutkow niewlasciwego, okazjonalnego stosowania antybiotykow.

I tutaj, podobnie jak w Lagodechi, bylo wsrod dzieci sporo przypadkow skornych zmian mogacych swiadczyc o awitaminozie. Takie zmiany na skorze i blonach sluzowych bywaja bardzo bolesne. Poszlam do domu malego Jaroszewskiego, czteroletniego chlopca, ktorego spotkalam w przedszkolu i ktorego buzia wydawala sie jakby zastygla w cierpieniu. Nie marudzil, nie plakal, poprostu cierpial; placz tez sprawial mu bol. W ciagu swego krotkiego zycia zdazyl nauczyc sie, ze nie warto plakac, bo to i tak nic nie pomoze, a tylko bedzie wiecej bolec. U Jaroszewskich zobaczylam tragedie podobna do tej, jaka widzialam u Cybulskich na wsi pod Lagodechi. Ojciec chlopca jest chory na raka zoladka, matka pozostaje bez pracy, mieszkaja w blokowisku, ktore w Ameryce nazywaloby sie slamsami. Zyja z niczego – nie maja renty, emerytury, nie otrzymuja zadnej zapomogi. Nie moga niczego juz sprzedac, bo wszystko zostalo sprzedane. Nie moga niczego wyhodowac, ani zasiac, chocby kukurydzy, jak pan Cybulski, bo nie posiadaja najmniejszego nawet skrawka ziemi. Jak zyc?

Zaczynalam coraz bardziej rozumiec sens pojawiajacych sie czesto w gazetach wzmianek o “nowym zjawisku” w Gruzji: o dzieciach ulicy. Dzieci ulicy sa wszedzie, rowniez w Achalcyche, ale podobno przoduje w tym miasto urodzenia Stalina, Gori. Panowie w rzadzie zastanawiaja sie, skad sie tez to “nowe zjawisko” brac moze. A tymczasem dzienna stawka zywieniowa na glowe w gruzinskim sierocincu wynosi 60 centow w przeliczeniu na walute amerykanska. Z tej stawki trzeba tez pokryc naprawe zrujnowanego (np. trzesieniem ziemi) budynku, aby stal sie znow mieszkalnym. Okna mozna zabic na zime deskami. Starsze dzieci wybieraja niejednokrotnie wolnosc ulicy – w bramie lub na schodach jakiegos domu czasami nawet cieplej, zas ukrasc udaje sie nie jeden raz smaczniejszy kasek niz za 60 centow.

Jadwiga Wojtczak

Źródło:  "Expatria.pl"      
Strona do druku - Strona do druku
Najnowsze informacje z kategorii: "Reportaże"
· Pomoc dla domu dziecka w Słowiańsku na Ukrainie
· Ukraina 2014 - wyprawa Expatrii
· Lato w Bogdanowie
· Dom miłosierdzia - Białoruś
· Nagroda Fundacji ''Polcul'' dla Heleny Dworeckiej



Nie ponosimy odpowiedzialności za treść komentarzy
Szukaj komentarzy | Zarejestruj nicka | Zobacz wszystkie
Komentarzy: (0)



Głównym celem statutowym Expatrii jest pomoc dzieciom ze wschodu. Na naszą pomoc mogą liczyć osoby indywidualne jak i dzieci z domów dziecka. Dlatego jeśli drogi jest Ci los polskich, chorych dzieci z kresów, pamiętaj o przekazaniu 1% podatku na stowarzyszenie pomocy dzieciom - Expatria. Dzięki waszym darowiznom możliwe są: rehabilitacja dzieci, zakup sprzętu medycznego, pomoc chorym dzieciom i leczenie dzieci z krajów byłego ZSSR. Nie bądź obojętny!

Prawa autorskie © Stowarzyszenie Expatria. Wszystkie prawa zastrzeżone. Andrzej Perczyński.
O nas | Kontakt
generowanie strony: 0,05